Zabójstwo w imię miłości
Mówi się, że między miłością, a
nienawiścią istnieje cienka granica. Przekroczenie tej granicy często sprowadza
nieszczęśnika na złą drogę. W skutek niespełnionej miłości między niedoszłymi
kochankami może dojść do sytuacji nieprzyjemnych, a nawet brutalnych kończących się śmiercią.
Jednym z takich nieszczęśliwych przypadków jest historia Aleksandra Wachowskiego. Był on z zawodu szewcem. Około 1908 roku, mając 17 lat, Aleksander poznał w Wiskitkach kilka lat młodszą Genowefę Strzemieczną. Wpadła mu ona w oko. Przez kilka następnych lat bezskutecznie starał się o jej względy. Nie dopuszczał myśli, że może komuś innemu uda się ją w sobie rozkochać. Mówił często „Albo do ołtarza, albo na cmentarz”.
W kwietniu 1911 roku ponownie
postanowił odwiedzić ukochaną, aby prosić ją o rękę. Gdy po raz kolejny spotkał
się z odmową, stwierdził, że „ołtarza nie będzie”. Następnego dnia rano
wtargnął do jej mieszkania. Śpiącej jeszcze kobiecie zadał kilka ciężkich ran
pilnikiem. Przypuszczając, że ją zabił uciekł z miejsca zdarzenia. Próbował
popełnić samobójstwo pijąc kwas karbolowy.
Zarówno on jak i Genowefa
przeżyli ten wypadek. Kilka miesięcy później warszawski sąd skazał Wachowskiego
na 3,5 roku więzienia.
Kilkadziesiąt lat później,
również w Wiskitkach, miała miejsce inna zbrodnia na tle uczuć. Działo się to
na gospodarstwie Wincentego Remiszewskiego. Zatrudniał on do pomocy Bolesława
Frankowskiego. Po śmierci gospodarza, parobek był nieocenioną pomocą dla
bezdzietnej wdowy. Niestety miało to również swoje przykre konsekwencje. Ten
32-letni wówczas pomocnik prowadził także awanturniczy tryb życia i dużo pił. Na
zaspokojenie swoich potrzeb potrzebował pieniędzy. Kiedy zaczęło ich brakować
zaczął okradać swoją chlebodawczynię.
W końcu miarka się przebrała i
wdowa po Remiszewskim zwolniła z pracy Frankowskiego. Na jego miejsce
zatrudniła niejakiego Stefana Kotowskiego, człowieka bardziej spokojnego i
opanowanego. Nie spodobało się to jednak byłemu parobkowi, który odgrażał się wdowie,
jak i jej nowemu pomocnikowi. Często ich nachodził robiąc sceny zazdrości. W
trakcie kłótni groził im nawet śmiercią.
Pewnego wieczoru 1935 roku, kiedy
Remiszewska kładła się spać, usłyszała niepokojące dźwięki dochodzące znad
izby. Okazało się, że to Frankowski przedostał się na strych. Szukał
schronienia na noc. Po złożeniu wyjaśnień ubłagał właścicielkę, aby ta go
wpuściła do kuchni i nakarmiła. Remiszewska zlitowała się nad tym biedakiem i
pozwoliła mu również przenocować.
Następnego dnia rano przyszedł do
pracy Kotowski. Gdy zobaczył śpiącego w łóżku Frankowskiego wzbudziła się w nim
zazdrość i pomyślał, że tamten wrócił do łask Remiszewskiej. Kierowany złością
do rywala oraz obawą o własną posadę, wpadł furię i go zaatakował. Złapał
leżący obok przezmian zakończony żelazną kulą (starodawna waga) i zaczął nim
okładać Frankowskiego.
Jeden z ciosów trafił nieszczęśnika w głowę. Uderzenie było tak silne, że Frankowskiemu pękła czaszka i zalał się krwią. Następnie stracił przytomność.
Widząc co się stało, Kotowski na
moment się opanował i zrozumiał co właściwie zrobił. Pobiegł szybko na posterunek policji, aby
zgłosić ten fakt i ponieść konsekwencje swojego czynu.
Policjanci zatrzymali Kotowskiego
i szybko udali się na miejsce zbrodni. Na miejscu okazało się, że Frankowski
jest w krytycznym stanie. Nieprzytomnego parobka próbowano przewieźć wozem do
szpitala, lecz w trakcie podróży wyzionął on ducha.
Kotowski za swoją zbrodnię został
zatrzymany i odstawiony do aresztu w Żyrardowie. Dalsze losy jego oraz
Remiszewskiej nie są znane.
Źródła:
https://crispa.uw.edu.pl/object/files/184165/display/PDF?pageNumber=3
https://crispa.uw.edu.pl/object/files/127845/display/PDF?pageNumber=3
https://crispa.uw.edu.pl/object/files/602173/display/JPEG?pageNumber=5 https://crispa.uw.edu.pl/object/files/591106/display/JPEG?pageNumber=8 https://crispa.uw.edu.pl/object/files/564900/display/JPEG?pageNumber=2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz