Ohydna zbrodnia

 

Na kolejny przypadek makabrycznej zbrodni udało się tym razem trafić w gazecie z końca XIX wieku . Przypadek dotyczył jednego z włościan mieszkających niedaleko Żyrardowa. W dodatku w całą sprawę był zamieszany ktoś z rodziny. Co dokładnie się wydarzyło? O tym przeczytamy w archiwalnej gazecie - Kurier Poranny nr 195 z 1888 roku:

Korespondent nasz z okolic powiatu sochaczewskiego donosi nam o ohydnej zbrodni, jaka została tam spełnioną w tych dniach.

We wsi „Drzewicz Nowy" pod fabryką cukru „Oryszew" mieszkał bogaty w ziemię i gotówkę gospodarz, Franciszek Jedłowski (w artykule był błędnie podany jako Stanisław Jodłowski), 80 letni staruszek z żoną i synem dwudziestokilkoletnim wyrostkiem głuchym jak pień, resztę bowiem dzieci, tj. . syna i córkę pożenił i wyposażył.

Jodłowski słynął na całą okolicę jako porządny i bogaty gospodarz. Bogactwo to atoli stało się przyczyną jego zguby. W tych dniach Jedłowski, obszedłszy według zwyczaju całe gospodarstwo, położył się spać i znużony całodzienną pracą, wkrótce usnął. Żona zaś jego, siedząc na łóżku, odmawiała pacierze, syn zaś spał w stodole.

Około północy Jedłowska, jak później na śledztwie zeznawała, usłyszała jakiś szmer i przytłumiony szept kilku ludzi pod oknem, myśląc, że to stróże nocni, położyła się spać i wkrótce zasnęła. W kwadrans może później została przebudzona hałasem i jękiem; zerwawszy się z łóżka, ujrzała w izbie kilkunastu drabów zamaskowanych i uzbrojonych w noże i pałki, z których kilku biło jej męża, a reszta plądrowała po izbie. Zbrodniarze dopóty bili starca, aż zobaczywszy, że leży bez znaku życia i myśląc, że go zabili, porzucili swą ofiarę i zajęli się rabunkiem.

Tymczasem spostrzegli skuloną i drżącą na łóżku z przerażenia Jedłowską, rzucili się więc na nią i wywlókłszy z łóżka za włosy, zaczęli ją bić, domagając się, ażeby im powiedziała, gdzie są pieniądze.

Biedna staruszka przysięgała się, że pieniędzy w domu nie ma, ponieważ mąż oddał je niedawno do kasy pożyczkowo-wkładowej w Wiskitkach, oraz błagała zbójców o darowanie jej życia, nic to jednak nie pomogło i byłaby z pewnością poniosła śmierć, gdyby nie sąsiad ich Mikołaj Bazylewicz (w innym artykule podano, że z pomocą ruszył inny sąsiad, Eliasz Dymkowski), który przebudzony hałasem i jękami męczonych ofiar, domyśliwszy się, co się święci, pobiegł na wieś wołać pomocy. Przestraszeni krzykiem zbrodniarze, przestali się znęcać nad swą ofiarą i zabrawszy co się dało, oraz 9 rs. gotówki, wyskoczyli oknem i wsiadłszy na stojący opodal wóz, uciekli.

W kilka minut potem nadbiegł Bazylewicz z ludźmi, niestety zbrodniarze już byli daleko, ścigać ich byłoby na próżno, zajęto się natomiast ratunkiem staruszków, a w tym celu przybyli weszli do izby i oczom ich przedstawił się straszny widok; na środku izby leżał konający w kałuży krwi Jodłowski, opodal zaś bezprzytomna i pokrwawiona jego żona, sprzęty wszystkie były porozbijane i powywracane.

Jedłowski, odzyskawszy tylko na kilka minut przytomność, w kilkanaście godzin w strasznych męczarniach życie zakończył, miał on w głowie kilkanaście dziur, zadanych ostrym narzędziem, nos i szczęki były zupełnie zmiażdżone, mordercy bowiem według opowiadania jego żony bili swą ofiarę kamieniami po twarzy; prócz tego miał kilka żeber połamanych.

Żonę zaś jego wkrótce ocucono, jest ona tylko lekko ranna i straciła przytomność tylko z przestrachu.

Podejrzenie padło na zięcia Jodłowskiego Wojciecha Byczaka z sąsiedniej wsi Feliksowa, który, wiedząc, że teść ma pieniądze, postanowił go zamordować i pieniądze zagrabić. Nie przypuszczał atoli, że teść pieniądze ulokował w kasie pożyczkowej. Miłego zięcia aresztowano i okutego w kajdany odstawiono do Sochaczewa. Milczy on i uparcie zapiera w morderstwie swego udziału. Nie na wiele mu się to jednak przyda, gdyż pasący natenczas konie na polu około Wiskitek parobek Ozięblewski widział ich jak uciekali wozem po spełnionej zbrodni, słyszał nawet jak Byczak mówił: — „Zabiliśmy człowieka za głupie 9 rubli”.

 

Wojciech Byczak (1849-1925) s. Stanisława i Katarzyny Kierzkowskiej W 1872 poślubił Agnieszkę Jedłowską (1849-1893), córkę zabitego Franciszka Jedłowskiego (1809-1888) i Marianny Żerdzińskiej.

Jaką karę otrzymał Wojciech za zabicie teścia? Nie wiadomo. Na pewno nie było to dożywocie. Według aktów metrykalnych pewne jest, że dalej wraz z żoną i dziećmi mieszkał w Feliksowie. W 1897 roku, 4 lata po śmierci Agnieszki, ponownie się ożenił. Zmarł w 1925 roku w parafii Wiskitki.

 

Akt drugiego ślubu Wojciecha Byczaka z 1897 roku.




1888 rok - akt zgonu 79 letniego Franciszka Jedłowskiego. Jednym ze zgłaszających jest jego sąsiad Eliasz Dymkowski.

                                                źródło: https://skanoteka.genealodzy.pl/

 

Źródła:

https://crispa.uw.edu.pl/object/files/134819/display/PDF?pageNumber=3

https://crispa.uw.edu.pl/object/files/662617/display/PDF?pageNumber=4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz